Tatuś, ja chcę tutaj przychodzić
Życie pisze różne scenariusze i czasami prowadzi nas na tory, o których nigdy wcześniej nie myśleliśmy. Tak samo było z Michałem Trzewikowskim, który nie czuł potrzeby, by chodzić na żużel. Tak było kiedyś - teraz wraz z synem są wiernymi kibicami.
Skąd wzięła się u was pasja do żużla?
[Michał] U nas to wszystko zaczęło się dwa sezony temu. To był chyba przedostatni mecz w sezonie. Orzełek walczył wtedy z Poznaniem. Zaczęło się od tego, że dostaliśmy bilety, ktoś nam po prostu zaproponował przyjście na mecz. Zabrałem wtedy ze sobą swojego syna Szymka. Gdy zobaczyliśmy tę całą atmosferę i to wszystko, co tu się dzieje, uznaliśmy, że jest to coś pięknego. Później pojechaliśmy na kolejne mecze i kolejne. Wciągnęliśmy się. Mój Szymuś powiedział, że kocha ten sport, kocha ten zapach i mówi: „Tatuś, ja chcę tutaj przychodzić. Wolę, żebyś chodził tutaj niż na mecze piłkarskie”.
To syn przyprowadził ciebie na mecz, czy ty zabrałeś syna?
[Michał] To ja zabrałem syna. Szymuś nie chciał chodzić na piłkę nożną, bo ja jestem kibicem jednej z drużyn piłkarskich. Przyszliśmy, spróbowaliśmy i tak jak mówiłem, syn stwierdził, że woli chodzić tutaj, bo jest tu fajna atmosfera, tu przychodzą fajni ludzie i fajna ekipa, którą trzeba wspierać.
Więc urzekła was, ta bardziej rodzinna atmosfera?
[Michał] Tak, dokładnie. Potem nawet udało mi się wkręcić żonę i córkę, która ma cztery lata. Były na dwóch meczach. Córeczka jest jeszcze trochę za mała, jednak jak słyszy, że idziemy na motorki, to też by chyba chciała. Nigdy wcześniej nie myślałem, że ten sport może być tak piękny, bo zawsze byłem za piłką nożną. Moi znajomi chodzili na mecze żużlowe jeszcze na starym stadionie, ale mnie nigdy tam nie ciągnęło. Nie czułem po prostu potrzeby, żeby iść oglądać żużel, a gdy już poszliśmy, to zostaliśmy. Też możemy już to przypieczętować. Mój Szymuś powiedział, że chce jechać na mecz wyjazdowy. Zgodziłem się i obiecałem, że kiedyś to marzenie spełnię. Dzień przed meczem w Krośnie napisałem na grupie z pytaniem czy są jeszcze miejsca i tak dotarliśmy na nasz pierwszy mecz wyjazdowy.
I jak wrażenia, tym bardziej po tej długiej trasie?
[Michał] Droga była długa, ale wyszliśmy z założenia, że lubimy przygody, wyzwania i poznawać nowych ludzi. Jechaliśmy busem w 9 osób. Wcześniej nie znałem tych ludzi i przede wszystkim muszę powiedzieć, że poznawanie nowych osób w tym środowisku, to jest coś pięknego. Wspólne opowieści, wspólny cel, by wspierać nasz ulubiony zespół. Myślę, że mój syn zapamięta ten wyjazd na całe swoje życie.
Czy uważasz, że wspólne kibicowanie zawęża więź rodzic-dziecko?
[Michał] Myślę, że tak. To jest przede wszystkim coś fajnego, żeby młodzi ludzie odkrywali piękną stronę sportu.
Czemu tak właściwie żużel?
[Szymon, syn] Bardzo fajnie jeżdżą i liczę na każdym meczu na wygraną.
Czy rozmawiasz z kolegami o żużlu?
[Szymon] Tak. I nie tylko rozmawiamy, ale też chodzą na mecze, jak mój kolega Wojtek.
Wojtek, a ty jak zacząłeś chodzić na żużel?
[Wojtek, kolega Szymona] Pierwszy raz przyszedłem z mamą, po tym jak babcia przeprowadziła się blisko Moto Areny. Gdy byliśmy u babci był mecz i mama ze mną poszła na mecz i już chodzę trzy lata chyba. Piłka nożna mnie nie interesuje i wolę coś głośniejszego.
Rozmowa z Mateuszem Ruprechtem o tym, jak od dziecka wkręcił się w czarny sport, a od kilku lat kibicuje łódzkim Orłom.
Od kiedy na świat przyszły moje wnuki, to pakujemy całą ekipę i ruszamy na mecz razem, opowiada Katarzyna Jędrzejczak.
„Żeby ludzie wiedzieli, że żużel w Łodzi nie zaczyna się tylko tutaj, na tym stadionie” – mówi Mariusz Sujka. A do rozmowy dorzuca swoją cześć pasji do żużla jego córka – Michalina.
Sandra Sobczyńska pierwszy raz była na meczu żużlowym, zanim jeszcze nauczyła się chodzić. Przeczytajcie, co opowiedziała nam o urokach kibicowania.
Zazwyczaj to ojcowie zarażają swoje córki miłością do sportu. W tym przypadku było inaczej. To Daria Bilska zaprosiła tatę na pierwszy mecz żużlowy. Od tamtej pory żużel stał się jej największą pasją.
Siedemnastoletnia Oliwia Kopeć nie tylko dopinguje żużlowców, ale też przemierza stadion z aparatem w ręku, by uwiecznić piękno żużlowej rywalizacji.