Od wielkiej paniki do miłości do żużla
Jak zaczęła się Twoja przygoda z żużlem?
Miałem może pięć czy sześć lat. Jeszcze na starym stadionie we Wrocławiu zobaczyłem żużel na żywo po raz pierwszy. Mój tata, ogromny fan wtedy jeszcze Atlas Sparty Wrocław, zabrał mnie na trening przed Grand Prix. W tamtych czasach nie było dmuchanych band ani dławików na tłumikach, a dźwięk motorów to było coś ogromnego. Dla małego chłopca to było duże przeżycie. Pamiętam, jak stanąłem przy samej bandzie i nagle cztery motocykle w pędzie przejechały tuż obok mnie. W panice i ze łzami w oczach szybko uciekłem do ojca. I tak się zaczęło – od wielkiej paniki, która przerodziła się w miłość do żużla.
Kiedy zacząłeś regularnie chodzić na mecze?
To przyszło z czasem. Około 1997 roku przeprowadziliśmy się z Wrocławia do Łodzi. Tutaj odkryłem żużel na nowo, jeszcze jako J.A.G. SC Holiday Łódź. Doskonale pamiętam stary stadion i jedno wydarzenie, na którym byliśmy całą rodziną. Mój tata przyzwyczajony do wrocławskiego bardzo wylewnego dopingu, zaczął głośno kibicować. Usiedliśmy wtedy na łuku i ludzie na początku tak spojrzeli na niego, pewnie pomyśleli sobie: „co to w ogóle za człowiek”. Ten i jeszcze jeden moment sprawiły, że pomyślałem: „trzeba kibicować Łodzi”.
Jakbyś miał opowiedzieć o najcenniejszym wspomnieniu związanym z żużlem, co to by było?
Pierwsze mecze na nowej arenie w Łodzi, ale też te ostatnie na starym stadionie. Można powiedzieć, że to były dwa różne światy. Chociaż chyba takim najcenniejszym zawsze będzie ten pierwszy kontakt z żużlem, czyli trening przed Grand Prix we Wrocławiu.
Za co pokochałeś żużel?
Atmosfera, dźwięk silników, zapach spalonego paliwa. Uwielbiam też to, że można przyjść na stadion całą rodziną, przeżywać emocje bez obawy o jakieś niebezpieczne incydenty. W porównaniu do piłki nożnej żużel oferuje bezpieczniejszą, bardziej przyjazną atmosferę.
Jakie masz oczekiwania co do tego sezonu?
Chciałbym, abyśmy walczyli o Ekstraligę. Natomiast realnie – chciałbym, żeby przede wszystkim sytuacja sportowa i ta związana z zarządzaniem klubem po prostu się ustabilizowała, żeby nie była to drużyna od pstryknięcia palcem, że jeden czy drugi pan powiedział, że dzisiaj będziesz jeździł ty, ty, ty i ty. Tylko chciałbym, żeby to była drużyna na lata. Taka, o której mówią obecni dyrektorzy zarządzający. Wiadomo, jedno, dwa ogniwa czasami wymieniamy, bo ktoś się nie sprawdzi, ale żeby powstał dobry, mocny skład, gwarantujący dobrą jazdę.
To jak oceniasz skład na ten sezon?
Jestem optymistą. To jeden z najmłodszych składów w historii klubu. Każdy zawodnik ma coś do udowodnienia, czy to byłym pracodawcom, czy samemu sobie. Liczę na to, że pozytywnie nas zaskoczą.
Czy masz ulubionego żużlowca?
Bardzo cenię Artioma Łagutę i Taia Woffindena. Akurat tak się składa, że są to żużlowcy Wrocławia, ale pomijając przynależność klubową, to myślę…, bo wszyscy zachwycają się Bartoszem Zmarzlikiem, ja natomiast nie jestem do niego w stu procentach przekonany. Myślę, że gdyby Artiom mógł jeździć w Grand Prix, to Bartek miałby bardzo trudne zadanie, a same zawody mogłyby wyglądać o wiele ciekawiej. A jeśli chodzi o niższą ligę do Vaclav Milik.
Od kiedy na świat przyszły moje wnuki, to pakujemy całą ekipę i ruszamy na mecz razem, opowiada Katarzyna Jędrzejczak.
„Żeby ludzie wiedzieli, że żużel w Łodzi nie zaczyna się tylko tutaj, na tym stadionie” – mówi Mariusz Sujka. A do rozmowy dorzuca swoją cześć pasji do żużla jego córka – Michalina.
Sandra Sobczyńska pierwszy raz była na meczu żużlowym, zanim jeszcze nauczyła się chodzić. Przeczytajcie, co opowiedziała nam o urokach kibicowania.
Zazwyczaj to ojcowie zarażają swoje córki miłością do sportu. W tym przypadku było inaczej. To Daria Bilska zaprosiła tatę na pierwszy mecz żużlowy. Od tamtej pory żużel stał się jej największą pasją.
Michał Trzewikowski opowiada, jak trafił na żużlowy stadion, a wraz z nim jego syn Szymon. I wkręcili się w to na maksa.
Siedemnastoletnia Oliwia Kopeć nie tylko dopinguje żużlowców, ale też przemierza stadion z aparatem w ręku, by uwiecznić piękno żużlowej rywalizacji.