Dla mnie to zawsze spektakl
Skąd wzięło się zainteresowanie żużlem?
Szczerze mówiąc, nie pamiętam dokładnie, bo byłam małą dziewczynką. Mam teraz 55 lat, więc to było w latach 70. na starym stadionie. Pamiętam murowane siedzenia i to, że stadion wydawał mi się ogromny, jakby znajdował się na skarpie. Tak zapamiętałam to oczami dziecka. Za każdym razem, gdy mój tato chciał iść na hokej, boks czy żużel, mama mówiła: „Zabierasz Kasię”. Tata odpowiadał: „Ale dziewczynę na taki mecz?”. Na co mama: „Trzeba było chłopaka zrobić”. I tak za tatą dreptałam na boks, hokej i żużel.
Czy boks i hokej zostały z Tobą na dłużej?
Nie. Moje zainteresowania przeniosły się na piłkę ręczną, gdy nie było żużla w Łodzi. Wspierałam wtedy drużynę Anilany.
Córka i wnuki chodzą na mecze razem z Tobą.
Córkę Anię zabierałam wcześniej na piłkę ręczną, ponieważ uważam, że młodzi powinni znać sport, mieć pasje, znać zawodników i wiedzieć, na czym polegają różne dyscypliny. Teraz Ania jest już dorosła i ma swoją rodzinę. Od kiedy na świat przyszły wnuki, to pakujemy całą ekipę i ruszamy na mecz. Mój zięć nie do końca rozumie tę fascynację, ale my kochamy emocje, tłum, oklaski, atmosferę.
Co najbardziej cenisz w żużlu?
Możliwość wyżycia się, krzyki, klaskanie, wuwuzele. Ubieram się specjalnie na ten dzień, mam biało-niebieską opaskę na głowę i szalik.
Zdarza się też, że przychodzisz na mecz ze znajomymi.
Zapraszam ich. Kupuję więcej biletów na przykład na Mecz Narodów. Tłumaczę dzieciom, co się dzieje, rodzice się śmieją, że wiem wszystko. I naprawdę udało mi się zarazić kilka osób tą pasją. Czasem ktoś pisze do mnie w trakcie meczu: „W którym sektorze siedzisz? Pomachaj!” – i się spotykamy. Moja mama też poszła z nami raz na mecz, choć długo się opierała. Ale była rozczarowana, bo nie było żadnego mocniejszego starcia na torze. Mówiła, że kiedyś żużel był bardziej spektakularny, a tu nuda, tylko jeżdżą.
Czyli trafiła na „nudny” mecz?
Dokładnie! Dla niej był zbyt spokojny. Ale każdy oczekuje czegoś innego – dla mnie to zawsze spektakl.
Jak wspominasz z perspektywy kibica czas, kiedy w Łodzi nie było żużla?
Mieszkam bardzo blisko stadionu. Często przejeżdżam obok. Gdy tego żużla nie było, to brakowało mi dźwięku motorów i zapachu palonej gumy. Dla niektórych może to dziwne, ale ja naprawdę lubię ten zapach.
Słyszałam od kibiców, że z biegiem lat ten zapach się zmienił.
Tak, też mam takie wrażenie.
A pamiętasz pierwszy mecz po reaktywacji żużla w Łodzi?
Chyba na pierwszym nie byłam. Coś mi wtedy wypadło. Ale kiedy zaczęłam już znów chodzić na mecze, to staram się być na każdym. Nie jeżdżę za drużyną na wyjazdy, ale lokalnie jestem zawsze. Nawet, jeśli mecz zostanie przełożony i nie mogę być w nowym terminie – nie oddaję biletu. Uważam, że to forma pewnego wsparcia.
Zobaczymy Cię na meczu 4 kwietnia?
Będę z grupą koleżanek. One były zdziwione, że w ogóle nie tylko one lubią żużel. Niektóre tylko oglądały w telewizji i nigdy nie były na stadionie. Nagle się okazało, że jest nas spora grupa.
Jakie masz oczekiwania wobec łódzkiej drużyny w tym sezonie?
Było wiele perturbacji i niepewności, czy w ogóle wystartuje. Skład mamy taki, jaki udało się zebrać. Może nie wymarzony, ale kto wie, może zawodnicy nas zaskoczą. A nawet jeśli nie, to radość wyjścia z domu, spotkania z ludźmi i wspieranie tej unikatowej dyscypliny, to już jest duża wartość. Oczywiście trzymam kciuki za nasze Orły.
Masz jakiegoś ulubionego żużlowca?
Zdecydowanie Gollob.
Rozmowa z Mateuszem Ruprechtem o tym, jak od dziecka wkręcił się w czarny sport, a od kilku lat kibicuje łódzkim Orłom.
„Żeby ludzie wiedzieli, że żużel w Łodzi nie zaczyna się tylko tutaj, na tym stadionie” – mówi Mariusz Sujka. A do rozmowy dorzuca swoją cześć pasji do żużla jego córka – Michalina.
Sandra Sobczyńska pierwszy raz była na meczu żużlowym, zanim jeszcze nauczyła się chodzić. Przeczytajcie, co opowiedziała nam o urokach kibicowania.
Zazwyczaj to ojcowie zarażają swoje córki miłością do sportu. W tym przypadku było inaczej. To Daria Bilska zaprosiła tatę na pierwszy mecz żużlowy. Od tamtej pory żużel stał się jej największą pasją.
Michał Trzewikowski opowiada, jak trafił na żużlowy stadion, a wraz z nim jego syn Szymon. I wkręcili się w to na maksa.
Siedemnastoletnia Oliwia Kopeć nie tylko dopinguje żużlowców, ale też przemierza stadion z aparatem w ręku, by uwiecznić piękno żużlowej rywalizacji.