Od kołyski na stadionie
Jak to było postawić pierwszy krok na arenie żużlowej?
Nie pamiętam. Na mecz zabrał mnie dziadek, kiedy jeszcze trasę między domem a stadionem pokonywałam w wózku dziecięcym. Rodzice próbowali wytłumaczyć dziadkowi, że jestem za mała i zapewne będę płakać. Jemu zaś nic nie mogło stanąć na przeszkodzie. Założył mi nauszniki, cały mecz przespałam. Ten pierwszy mecz, który pamiętam, rozgrywany był jeszcze na starym stadionie. W tamtych czasach zawsze z bratem, który obecnie jest bębniarzem, chętnie podchwytywaliśmy okrzyki kibiców znajdujących się po drugiej stronie stadionu.
Jakie masz najlepsze wspomnienia z tamtego okresu?
Są one związane z treningami zawodników. Na środku starego obiektu, na murawie przygotowywaliśmy oprawy przed meczem. Wówczas sportowcy do nas podchodzili. Byli zainteresowani tym, co robimy. Kontakt pomiędzy nami i członkami drużyny wspominam najlepiej.
Jak zachęcić do żużla kogoś, kto nie miał takiego szczęścia jak ty i nie dorastał wśród fanów tego sportu?
Zachęciłam wielu znajomych z pracy, którzy wcześniej nie byli przekonani do czarnego sportu, do przyjścia na stadion. Przede wszystkim mówię im o ogromie emocji, jakich mogą doświadczyć. Namawiam, żeby dołączyli do fanklubu, ponieważ tam panuje zupełnie inna atmosfera niż na pozostałych trybunach, gdzie często siedzi się jak na pikniku.
Czym jeszcze wyróżnia się sektor najbardziej zagorzałych widzów?
Oczywiście najgłośniejszym dopingiem, który niesie chłopaków Orła do zwycięstwa. My z kolei chcemy zawsze być jeszcze bardziej słyszalni. Bardzo fajną częścią zabawy są oprawy, o których wspomniałam. Są bardzo starannie dobierane pod każdy mecz.
Co wynagradza kibicom ich zaangażowanie?
Poczucie bycia rodziną, którego nie oszukujmy się, nie można doświadczyć w każdym sporcie. Na innych stadionach dochodzi do bójek lub innych nieprzyjemnych sytuacji. Podczas meczów żużla tego nie zobaczysz. Czujemy się na Moto Arenie jak w domu.
Rozmawiał Karol Zabłocki
Rozmowa z Mateuszem Ruprechtem o tym, jak od dziecka wkręcił się w czarny sport, a od kilku lat kibicuje łódzkim Orłom.
Od kiedy na świat przyszły moje wnuki, to pakujemy całą ekipę i ruszamy na mecz razem, opowiada Katarzyna Jędrzejczak.
„Żeby ludzie wiedzieli, że żużel w Łodzi nie zaczyna się tylko tutaj, na tym stadionie” – mówi Mariusz Sujka. A do rozmowy dorzuca swoją cześć pasji do żużla jego córka – Michalina.
Zazwyczaj to ojcowie zarażają swoje córki miłością do sportu. W tym przypadku było inaczej. To Daria Bilska zaprosiła tatę na pierwszy mecz żużlowy. Od tamtej pory żużel stał się jej największą pasją.
Michał Trzewikowski opowiada, jak trafił na żużlowy stadion, a wraz z nim jego syn Szymon. I wkręcili się w to na maksa.
Siedemnastoletnia Oliwia Kopeć nie tylko dopinguje żużlowców, ale też przemierza stadion z aparatem w ręku, by uwiecznić piękno żużlowej rywalizacji.